Kobieta – Emigrantka

…Kobieta – Emigrantka to ja i TY… Każda z nas wyjechała z Ojczystego kraju z innego powodu. Za chlebem, za miłością, albo w jej poszukiwaniu, z powodów politycznych, z ciekawości, z nudy, z potrzeby zmiany… Niepotrzebne skreślić. Jest jednak coś, co nas łączy w emigracji i to coś ma swoje gniazdo uwite w naszym emocjonalnym, wewnętrznym świecie. Wczoraj, gdy zaczynałam pisać te słowa na moje usta cisnęło się słowo „wyobcowanie”, ale teraz, przy porannej kawie bardziej adekwatnym wydaje mi się być pojęcie BRAK. To on sprawia, że niemożliwe jest kompletne wykorzenienie się z Ojczyzny.

Słowo ”Brak” w tym konkretnym przypadku zawiera dla mnie zarówno pustkę, jak i pełnię. Pustkę, ponieważ tęsknimy za czymś, co zostało w kraju: za rodziną, przyjaciółmi, codziennością, mentalnością, miejscami, językiem etc. Pełnię, ponieważ te tęsknoty i pragnienia potrafią wypełnić kawałek naszej duszy i czasami stają się odnośnikiem, naszym pniem bycia tego, kim jesteśmy. Dają nam bazę i podstawę kształtującą nas na emigracji. Możemy się zintegrować z nową kulturą, nowym społeczeństwem. Możemy dać się mu wchłonąć i pozwolić na to, aby nasza mentalność małymi krokami uległa zmianie (w sposób bardziej, lub mnie świadomy), ale na słowo Polska każda z nas zareaguje. Nie każda odpowiedź będzie pozytywna, ale też nie o każdym emocjonalnie ciepłym drgnięciu w naszym sercu chcemy opowiadać. Łatwiej jest wyrzucać z siebie negatywne emocje i uczucia, niż te pozytywne.

Powiem Tobie szczerze, że nie jestem wielką patriotką. Pytanie, czy w ogóle jestem…Owszem, poruszają mnie polskie akcenty odnalezione tu i ówdzie, jak na przykład pomnik Jana Pawła II w Sewilli, przepis na polskie pierogi i polską kiełbasę w książce J. Olivera, polskie krówki w austriackim sklepie i etc.  Jednak nie tęsknię za Polską jako taką. Ja i mój chłopak bywamy w niej czasami na weekend. Zwiedzam wówczas polskie miasta i odkrywam uroki bycia turystką we własnym kraju. To, za czym tęsknię to pewna specyficzna atmosfera, która Polsce towarzyszy. Tęsknię do

Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,

Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;

( dygresja: a podobno miałam w środku nocy obudzona Epilog pamiętać!!! taaa ściągnęłam z neta. Dobrze, że pierwszą linijkę pamiętałam i źródło kojarzyłam ufff Zachciało się dziewczynie poezją, jak z rękawa sypać 😉

Tęsknię do polskiego zapachu powietrza, gdy przemierzałam rowerem wiejskie ścieżki. Brakuje mi tej dzikości natury, swobody, gestykulacji i tego czegoś, co sprawiało, że łza w oku może zakręcić się od czasu do czasu. I niezależnie od tego, w którym kierunku udam się w przyszłości – to wspomnienie pozostanie, a ja będę do niego powracać. Myślę,  że Ty również masz takie coś, do czego tęsknisz mieszkając setki, a nawet tysiące kilometrów od Polski i niezależnie od tego, jak bardzo będzie Ciebie ona drażnić – zawsze znajdzie się w Tobie ciepłe wspomnienie, którego nie przyćmią blaski i ekscytacje Twojej drugiej Ojczyzny.

Brak to ulubione kino, knajpka, ławeczka, na której spędzałaś czas uciekając od tłumu i zgiełku, miejsca Twoje i tylko Twoje. Takie Twoje małe Ojczyzny. O nich, między innymi pisałam tutaj: moje miejsca.      Brak to rodzina i przyjaciele gdzieś tam, na drugim końcu linii, ponieważ chociaż wszystko wydaje się tuż obok, to czy rzeczywiście daje to Nam pełną satysfakcję? Rozmowa z rodziną, przytulenie dziecka, które zostało w Polsce, spotkanie z Przyjaciółmi… wstaw tutaj co dusza zapragnie. Mnie brakuje bliskości Przyjaciół. Niewielu ich mam i prawda jest taka, że jest to wybór zarówno przypadkowy (charakter introwertyczki), jak i z wyboru (wartość przedkładam nad ilość), jednak oni są i w przeszłości wiedzieli, kiedy dać mi kopniaka, kiedy mi nagadać, żebym  myśleć zaczęła albo wysłuchali i byli. Czasami gadali głupoty i bardzo irytowali, ale Byli i powodowali, ze łapałam oddech.  Byli na tyle blisko, aby pomóc mi ogarniać mój świat i samą siebie, a teraz z tego braku… muszę sama siebie ogarniać, ponieważ nawet instrukcji chłopakowi po holendersku dać nie mogę, ponieważ nie mam na to słów  🙂

klp;kioj

Niedawno jedna z czytelniczek napisała do mnie, że moja mentalność jest tak bardzo polska, że dziwię się w Holandii temu i tamtemu, że jeszcze się zmienię i zacznę stawiać inne pytania. Jak bardzo polska jest moja mentalność? Nie wiem, nie mierzę jej. Czy mam z nią problem? Nie, nie mam jeżeli wiem, że wyciągam z niej to, co jest korzystne i co sprawia, że jestem tym, kim jestem a nie wtapiam się w tłum ginąc w nim gdzieś tam… Pytanie, czy w ogóle można nazwać mentalnością to, że dziwimy się czemuś nowemu, charakterystycznemu dla danego kraju. Zdziwienie oznacza odkrywanie. Po czterech latach mieszkania w Holandii wciąż dziwię się nią. Za jakiś czas mamy w planach przeprowadzkę do Francji i tam również będę się dziwić… I będzie to fascynujące. Mój chłopak, Holender dziwi się, gdy w Polsce zamawiam piwo i dostaję kufel wielkości takiej, że bicepsy przy okazji mogę sobie trenować. .. To jest odkrywanie, uroki zaskoczenia i można o nich pisać poważnie, jak w podręczniku instrukcji obsługi danego kraju, a można też podejść do tematu lekko i żartobliwie nikomu niczego nie ujmując, jak na przykład zrobiłam to w tym wpisie Kawa po holendersku.

Taaaa, gdy opuszcza się swój kraj – wszystko ulega zmianie. Uczysz się jak małe dziecko funkcjonować w nowym środowisku. Język (możesz go znać, ale to nie wystarczy – konieczne jest posługiwanie się nim przełamując strach), nowe obyczaje (wypada wiedzieć ile razy i kogo w policzki zmoknąć), kultura (nie przerazić się, gdy zabierają Tobie spod nosa ciastka do kawy, ponieważ jedno wystarczy), codzienne zakupy (bo jak do licha nazywa się ten kawałek mięsa o który Tobie chodzi – do tej pory nie wiem, jak szukać karkówki w Holandii), święta (co wypada, a co nie…), sprawy urzędowe (no bo jak można wszystko tak internetowo załatwiać, a na zmianę pieniędzy w banku trzeba się umówić), opieka zdrowotna (bożeszty – tyle to kosztuje?)…. Lista jest długa. Kiedy wyjeżdżasz w świat nie myślisz o większości tych spraw. Pal licho, gdy masz kogoś, kto trzymając Ciebie za rękę przeprowadzi przez gąszcz nowości, ale gdy nie masz nikogo u boku… Nie jest łatwo. Uczysz się na błędach, pytasz, szukasz i nie zawsze znajdujesz właściwe odpowiedzi. Ja popełniłam wiele błędów po drodze, ale przyszedł czas, gdy zaczęłam nadrabiać zaległości. Wiele nie wiem, ale wiem również, że wiele wiem i chcę ro rozwijać… I między innymi dlatego powstaje ten blog. Abyś i Ty Kobieto – Emigrantko odnalazła w nim cząstkę siebie, wsparcie i zrozumienie. Jeżeli jesteś zdecydowanie dalej na ścieżce emigracyjnej – mogę się od Ciebie uczyć…Jeżeli jesteś jeszcze gdzieś tam, daleko za mną – pytaj…

A gdzie Ty jesteś Kobieto – Emigrantko? Jak masz na imię, gdzie mieszkasz, jak poradzisz sobie z trudami bycia na obczyźnie? Opowiesz mi swoją historię?

Moja Droga Czytelniczko – jeżeli uważasz, że ten post i mój blog może wnieść coś ważnego i dobrego w Twoje życie nie obawiaj się go subskrybować, podesłać znajomym, podzielić się z nim na Fb. Będę za to wdzięczna i doda mi to skrzydeł bardziej niż RedBull 🙂  Pozdrawiam z deszczowej Holandii!

 

gbhtg

Zapisz

Zapisz

Zapisz

24 myśli na temat “Kobieta – Emigrantka

  1. Świetny tekst! Ja mam na imię Katarzyna – jestem emigrantką od 3 lat – mieszkam w Kopenhadze 🙂 Wiedziałam, że tu jest moje miejsce i po prostu parłam do przodu 😉 Teraz wiem, że uczynienie niekomfortowego – komfortowym to połowa sukcesu na emigracji 🙂 Pozdrawiam Was i szczególnie Ciebie Elu – Dzielna Autorko tego bloga! Powodzenia dla Ciebie!

    Polubienie

  2. Pozdrawiam ze slonecznego Sztokholmu.Mieszkam poöpwe swojego zycia w Szwecji i nigdy do Polski na stale bym juz nie wrocila,a jeszcze niedawno bym tego nie napisala… 🙂 Ewa D

    Polubienie

  3. Witam! Mieszkam w Eindhoven, jesteśmy prawie sąsiadkami 😉 Już dawno nikt tak celnie nie określił moich odczuć związanych z wyjazdem z Polski. Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

  4. Pozdrawiam z niedaleka (chociaż w Holandii to nawet drugi koniec kraju to niezbyt daleko) bo z Veldhoven 😊 Moja emigracyjna ścieżka jest kilkakrotnie dłuższa od Twojej, bo po raz pierwszy dorobić sobie w wakacje wyjechałam w 2000r. a w 2003r. już zostałam. Tu spotkałam swojego męża (też Polaka) no i już zostaliśmy razem. Nigdy nie podejmowałam decyzji o emigracji, dla mnie na początku miało to być tylko na chwilę, żeby sobie zarobić na studia, potem na samochód czy jakiś remont domu… Ale im dłużej tu byliśmy, tym trudniej mi było wyobrazić sobie powrót. Nauczyłam się tutaj żyć w czasach, kiedy nie było polskich sklepów, lekarzy, fryzjerów itd i zaskakuje mnie, że ludziom którzy teraz tu przyjeżdżają, wydaje się że to wszystko gdzieś w okolicy musi być i że są zdziwieni jak nie mogą znaleźć 10km od domu polskiego weterynarza dla swojego kotka czy polskiego fryzjera dla swojego pieska (choć powoli to tego typu usługi w najbliższej okolicy już są dostępne). Poza tym po tylu latach niewiele rzeczy mnie tutaj dziwi ale bardzo lubię odkrywać różne miejsca i zakątki, nie tylko atrakcje turystyczne ale również takie mniej znane. Ostatnio, dzięki książce Marka Orzechowskiego „Holandia. Presja depresji”, którą przy okazji polecam, zagłębilam się trochę w historię i kulturę kraju, w którym żyje przez praktycznie całe moje dorosłe życie. Czego mi najbardziej tutaj brakuje? Podobnie jak Tobie – przyjaciół. Ludzi, z którymi można by świętować sukcesy czy święta i dzielić troski. Spora część z ludzi, z którymi tutaj się zaprzyjaznilismy, albo wróciła do ojczyzny, albo kontakt się jakoś urwał. Reszta nie była warta tego, żeby utrzymywać z nimi kontakt. Pewnie było niemało mojej winy w tym, że z wieloma ciekawymi osobami kontakt się urwał, bo w pracy do tego stopnia się zapedzilam, że w końcu nie miałam czasu na nic i dla nikogo, podałam z przemęczenia i wręcz otarłam się o burn out. Teraz, po 13 latach w jednej firmie, wszystko się kończy i muszę sobie wiele rzeczy poukładać na nowo. Uświadomiłam sobie, że do pewnych spraw muszę zacząć podchodzić inaczej żeby znowu nie popełnić tych samych błędów. Muszę na chwilę się zatrzymać w tym moim pędzie i zastanowić co ma dla mnie najwyższy priorytet i inwestować w to więcej czasu… To chyba też jeden z „uroków” emigracji, że każdy największym stopniu skupia się na zarabianiu i układaniu sobie tutaj życia od zera i dopiero po czasie orientuje się, że potrzeby materialne to nie wszystko i że jest gotów zrezygnować z pewnych rzeczy aby mieć więcej czasu dla siebie, żeby się rozwijać, dla bliskich i przyjaciół oraz na zawieranie nowych znajomości. Jeśli zaś chodzi o Polskę, to po tylu latach też już nie do końca czuje się tam jakbym była u siebie. Wiele się zmieniło, wiele miejsc wypieknialo, niektóre straciły swój urok, dawni znajomi są teraz innymi ludźmi, już nie nastolatkami a dorosłymi ludźmi, którzy mają inne doświadczenia niż ja. Wiele rzeczy, które kiedyś były dla mnie oczywiste i najnormalniejsze w świecie teraz tam mnie zaskakuje. Wiem, że pewne rzeczy mogą funkcjonować inaczej niż w Polsce i dziwię się nieraz, że ludzie tam wiele rzeczy, które mnie irytują, akceptują z takim spokojem 😉 Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na kolejne teksty!

    Polubienie

    1. Cześć Dorota. Kurcze, Twoje słowa podpięłabym pod mój tekst. Wspaniale go uzupełnią w moich odczuciach co do mojego pobytu w Holandii oraz co do uczuć, jakie mam, gdy jestem w Polsce. A „Holandię. Presję Depresji” czytałam i po jej lekturze bardziej zrozumiałam Holendrów i ich zwyczaje. Nie zawsze odnajduję się w nich, ale z pewnością jestem pełna podziwu do pracy, jaką włożyli i wciąż wkładają w budowę kraju, który powinien był nie istnieć. Pozdrawiam 🙂

      Polubienie

      1. Jeśli chodzi o książkę Marka Orzechowskiego to opisuje ona głównie Holandię „ponad rzekami” jak to określają sami Holendrzy i być może dlatego, mieszkając w Brabancji która leży „poniżej rzek”, nie wszystkie cechy, zwyczaje i tradycje tu odnajdujemy. Pozdrawiam! 😊

        Polubione przez 1 osoba

  5. Moja przygoda z Beneluksem zaczela sie 17 lat temu….najpierw 7 lat w Belgii a po rozwodzie osiadlam ´´za miedza´´ w Holadnii… Tekst opisuje wszystkie nasze rozterki (albo ich brak). Nawiasem mówiac cieszy mnie, ze powstaje wiecej polskich sklepów czy nawet Jumbo ma polski kacik..bez problemu moge sobie kupic barszcz czerwony, cwikle, halwe czy tez ogórki kiszone…Po pierogi czy tez kluski slazkie podjade do polskiego sklepu (i wykupie prawie cala zamrazarke 😛 ) Ale równiez przejelam tubylcza kuchnie i ich nawyki imprezowo- swiateczne. Bardzo mi podpasowalo nie wystawiania królewskich obiadków czy tez przyjec urodzinowych. Osobiscie nie jezdze do Polski na wakacje,poniewaz czuje sie jak raróg we wlasnym kraju lub miescie (pochodze z Lodzi) .Lubie usmiech w sklepie i ´´chec pomocy´´ a nie gburowatosc ekspedientki , przepychanke na ulicy czy tez chamstwo na rynku….

    Polubienie

    1. Cześć, dziękuję za reakcję. Luisa, masz rację – przyjeżdżając do Polski szybko czuję się jak „w domu” i to nie zawsze w najlepszym tego słowa znaczeniu. Grubiaństwo, chamstwo, przygaszenie etc. Czuję się wówczas jak w jakimś dziwnym filmie…

      Polubienie

  6. Witam! Mam na imię Dorota i niedługo minie rok jak wyjechałam do Francji w niesamowite Alpy…za miłością. Nigdy nie bałam się wyzwań i sądziłam, że jak będziemy razem to wszystko będzie prostsze. Problem pojawił się w tym, że dopiero tutaj zaczęłam się uczyć języka Moliera. Nie rozumiałam co do mnie mówią i jak mam na to reagować, a co dopiero odpowiedzieć. Z wiecznej gaduły stałam się zamkniętym w sobie milczkiem, z niezależnej kobiety uzależnioną o partnera szarą myszką. Pojawił się właśnie ten BRAK o którym piszesz, a którego do tej pory nie umiałam nazwać. W końcu pojawiły się łzy, bezsilność, złość i chęć powrotu, do tego co znam, pomimo tego, że on stawał na rzęsach, żebym czuła się jak najlepiej. Ten okres już na szczęście minął, nareszcie zaczynam się odnajdywać w moim nowym świecie, a może już nie takim nowym…
    Dziękuję Ci za ten wpis i serdecznie pozdrawiam!

    Polubienie

    1. Cześć Dorota. Dziękuję za to, co napisałaś. Czytając utożsamiałam się z Twoimi słowami. Nauka języka bardzo potrafi przystopować w codziennym życiu. Ja zmagam się z holenderskim i trudno mi to wychodzi. Nie kocham tego języka. Baaa nie lubię go, a gdy mówię bardzo mnie to męczy, ponieważ to nie są moje słowa i myśli. Wiele już rozumiem, ale łatwo nie jest. Wiedząc, że może za 3 lata przeprowadzimy się do Francji, nauczona błędem już teraz postanowiłam zabrać się do roboty i uczę się każdego dnia. Wiem, że łatwo nie będzie, ale może ciut, ciut lepiej będę mogła udźwignąć nowe wyzwanie. Nie daj się! Trzymam kciuki:) Pozdrawiam serdecznie !

      Polubienie

  7. Witam serdecznie. Jestem emigrantka od 9 lat 🙂 8 lat spędzone na Isle of Man I rok w Irlandii… W listopadzie wracam do siebie, do domu… Nie domu ojczystego, do Polski. Do domu nabytego na moją mała, piękna, nudna wyspę. Gdzie życie toczy się wolnej… Pozdrawiam wszystkie emigrantki… Dom tam gdzie serce twoje! Tęsknię za Polska strasznie i wyjeżdżam z płaczem kiedy muszę pożegnać rodziców i rodzeństwo… Ale moje miejsce na ziemi to akurat Isle of Man 🙂

    Polubienie

    1. Cześć Magda, cieszę się, że wpadłaś do mnie 🙂 Tak, masz rację – dom jest tam, gdzie jest Twoje serce. Ja mówię o tym, że w Holandii jest mód dom, ale …nie czuję tego tak do końca, szczerze i z głębi siebie. Ja tutaj mieszkam, funkcjonuje, ale to jeszcze nie jest ten dom… Pozdrawiam serdecznie.

      Polubienie

  8. Świetny i szczery tekst- na pewno daje do myślenia. Ja mieszkam w Anglii 3,5 roku i dalej to „coś” mimo, że Polska pozostawia wiele do życzenia mówi mi -wróć! Czuję się już tutaj jak u siebie i wiem, że będzie mi coraz trudniej, a jednak w niektorych sytuacjach dalej zauważam, że może nigdy nie będę w pełni częścią tej społeczności – inne zwyczaje, tradycje, zarty, nieznajomość historii, celebrytów i długo by tak wymieniać… Po paru latach człowiek jest po prostu rozerwany od środka i albo wraca albo już faktycznie zostaje w kraju, który wybrał.

    Polubienie

    1. Witaj Aniu i bardzo dziękuję za Twoje słowa. Niedyspozycja internetowo – wakacyjna spowodowała, ze dopiero teraz udało mi się zatwierdzić Twój komentarz, za co przepraszam. To, co piszesz jest bardzo ważne i ja również podobnie odczuwam. O Polsce myślę, że jest domem, ale gdy przyjeżdżam do niej szybko pojawia się poczucie obcości, ponieważ na obczyźnie coś uległo we mnie zmianie i już nie pasuję do polskiej społeczności, którą znam. Jednakże wracając do holenderskiego otoczenia również -pomimo uczucia, że jestem w domu – pojawia się uczucia inności i rozbicia. Jestem gdzieś pośrodku. Wiem, że do Polski nie wrócę tak łatwo, ale też i nie czuję się w nowej ojczyźnie na tyle dobrze, aby nie myśleć o kolejnej zmianie w moim życiu. Emigracja jest tworem dziwnym, ale ma w sobie to coś, co pozwala ze świeżej perspektywy spojrzeć na świat nas otaczający. Pozdrawiam serdecznie z zachmurzonego Kościeliska. 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz